FelietonyKomunikacja

Spychanie z jezdni jest bezprawne

Rowerzyści nie mają obowiązku korzystania z dróg dla pieszych i rowerów i mogą korzystać z jezdni. Rozwiązaniem konfliktów między kierowcami a rowerzystami nie jest spychanie tych drugich na przestrzeń współdzieloną z pieszymi, ale stworzenie sensownej infrastruktury rowerowej.

Wielu z rowerzystów słyszy często od agresywnych kierowców “zjeżdżaj na ścieżkę”, “czemu nie jedziesz po drodze dla rowerów”? Zgadnijcie: robią to kierowani dobrem samych rowerzystów, czy też kierowani roszczeniową mentalnością zawłaszczania? Czym rowerzysta na drodze przeszkadza bardziej niż inne, większe od niego pojazdy, których jakoś nikt nie wyrzuca z jezdni? A te rzekome “drogi” czy “ścieżki” nie łączą się, w przeciwieństwie do ulic, w żadną spójną sieć, są pokręcone i pomieszane z przestrzeniami pieszymi, służąc często za miejsce spacerów z kolegami czy psem. W Polsce najczęściej maluje się tanim kosztem linie na chodnikach, bez żadnego przemyślenia układu i dostosowania do potrzeb użytkowników ruchu. Władze markują, że coś dla rowerzystów zrobiły, a piesi mają się męczyć z rowerzystami i na odwrót. Kierowcy zaś pozbywają się rzekomego ich problemu, jakim są rowerzyści. Wielu rowerzystów nie chce tracić czasu czy przeszkadzać pieszym i wybiera jezdnię, która wcale nie jest szczególnie bardziej niebezpieczna niż np. przejazdy dla rowerzystów.

Niektórym wydaje się, że w spychaniu rowerzystów na pomalowane chodniki mają rację prawną – i z tego błędu trzeba publikę wyprowadzić. Zacząć należy od tego, że ścieżką rowerową od poprzedniego roku, rowerzysta poruszać się musi tylko, gdy jest wyznaczona w jego kierunku jazdy. To zrozumiałe – dlaczego mały i zwinny pojazd musiałby nadkładać drogi na drugą stronę? Rozległość ulic, brak skrzyżowań we wszystkich relacjach, to przecież wynik ruchu samochodowego. Albo w takim przypadku, gdy z drugiej strony w ogóle nie ma dojazdu do pożądanego celu? Takich sytuacji w naszym rachitycznym systemie rowerowym jest wiele, więc nawet widząc w okolicy różową kostkę Bauma, jeszcze nie mamy racji spychając rowerzystów z jezdni.

Rzecz tu kluczowa: nie wszystko, co nam się wydaje “ścieżką rowerową” jest obowiązkowe dla rowerzystów! Zgodnie z art. 33 ust. 1 Prawa o ruchu drogowym kierujący rowerem jest obowiązany korzystać z drogi dla rowerów lub pasy ruchu dla rowerów. Co to znaczy? Z pasami ruchu problemu nie ma, gdyż jest on określony w zrozumiały sposób jako część jezdni przeznaczona do ruchu rowerów w jednym kierunku, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi. A droga dla rowerów? Ustawa mówi, że to droga lub jej część przeznaczoną do ruchu rowerów, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi; droga dla rowerów jest oddzielona od innych dróg lub jezdni tej samej drogi konstrukcyjnie lub za pomocą urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego. Czy owa droga dla rowerów musi być konstrukcyjnie oddzielona od chodnika/drogi dla pieszych? Czy do tej kategorii drogi należy większość naszych ścieżek czyli części faktycznego chodnika oznaczone niebieskimi znakami pieszego i rowerzysty? Otóż właśnie uważam, że nie: drogi dla rowerów i pieszych to osobna kategoria ustawowa. Jeśli ustawodawca posługuje się dwoma różnymi pojęciami, to z podstawowych zasad wykładni prawa wynika przyjęcie, że chodzi mu o dwa różne desygnaty, a do tego musimy przyjmować, że każda wypowiedź ustawodawcy ma znaczenie. W tekstach prawnych, zwłaszcza tej rangi, nie rzuca się słów na wiatr. Ostatecznie przekonuje o intencjach ustawodawcy fakt, że w poprzednim brzmieniu przepisu “droga dla pieszych i rowerów” była jasno objęta obowiązkiem. Przy czym nie zrezygnowano z tego pojęcia w ustawie, znajdujemy je w drugim zdaniu art. 33 ust. 1, więc należy wnioskować, że odróżnienie cały czas zachowuje moc. Do tego powszechnie uznaną regułą interpretacyjną jest zasada zwężającego rozumienia wyjątków, a nakaz jazdy jest wyjątkiem od ogólnej reguły, że jezdnia jest do ruchu pojazdów (czy też szerzej: od zasady wolności człowieka) i nie można go rozszerzać.

Zastanówmy się jeszcze nad rozporządzeniem w sprawie znaków i sygnałów drogowych. Prawo o ruchu drogowym odwraca w tym przypadku zwyczajną hierarchię norm i przewiduje, że stosuje się reguły wynikające ze znaków nawet, gdy z przepisów ustawy wynika inny sposób zachowania. Rozporządzenie także przewiduje w § 37 obowiązek korzystania z drogi dla rowerów, przy czym robi to tylko przy znaku jasno nazywanym jako “droga dla rowerów” (C13).

Znaki drogi dla pieszych i rowerów jest przewidziany w § 40 w dwóch wersjach, ale jest to osobny znak, który tylko, na co jasno się wskazuje, korzysta z symboli znaków drogi dla rowerów. Obowiązek też trudno wyprowadzać z samej nazwy “znaki nakazu”, gdyż to konkretne regulacje tworzą w polskim prawie obowiązki a nie samo wnioskowanie z tytułów – wykładnia systemowa jest subsydiarna wobec językowej. Rozporządzenie w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych znak C13/16 oznacza mianem “droga dla pieszych i rowerów”, jednak w tym przypadku nie dopatrywałbym się osobnego znaczenia z uwagi na różną kolejność – mamy do czynienia w końcu z aktem wykonawczym do ustawy, a nie wypowiedzią równorzędną. Zwrócić należy uwagę, że co do skutków prawnych nigdzie nie odróżnia się dwóch rodzajów dróg pieszych i rowerów: oddzielonej (z kreską pionową na znaku) i wspólnej (z kreską poziomą) – uznać należy za nieobowiązkową także drogę pieszo-rowerową wydzieloną kreską na chodniku.

Niektórzy wywodzą obowiązek także z art. 10 ust. 1 pkt a) Konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym, który mówi, że każdy kierujący jest obowiązany korzystać wyłącznie – jeżeli one istnieją – z dróg, jezdni, pasów ruchu i dróg wydzielonych, przeznaczonych do ruchu użytkowników tej kategorii, do której sam należy. Niby ogólne pojęcie drogi obejmowałoby też drogi dla rowerów i pieszych, ale zgodnie z jej postanowieniami ogólnymi droga oznacza całą powierzchnię każdej drogi lub ulicy otwartej dla ruchu publicznego. Do tego należy uwypuklić, że Konwencja nie zawiera norm samowykonalnych, obowiązujących obywateli, a tylko przepisy do wdrożenia przez umawiające się państwa

W praktyce kwestia ma znaczenie przy mandatach za jazdę po jezdni, to jest w prawie wykroczeń. Stąd nawet, gdyby wykładnia przeciwna przeważyła, należy odwołać się do podstawowej w prawie karnym i przeniesionej na całość prawa represyjnego zasady maksymalnej określoności przepisu karnego. Ustawa musi jasno przewidywać zakaz, by obywatel mógł bez potrzeby szczególnej wykładni wiedzieć, co może robić. Gdyby ustawodawca jasno chciał nakazać jazdę po drogach dla pieszych i rowerów, to by to napisał… a tymczasem taką regulację właśnie w 2011 roku skreślił. W innych przypadkach, na przykład w przypadku orzekania o winie w sprawie cywilnej czy karnej , w ogóle nie powinno się rozważać tej kwestii, jako że na jezdni każdy inny uczestnik powinien spodziewać się ruchu pojazdów, jakim są rowery.

Do tego żaden kierowca nie jest organem państwa, by orzekać w takiej sprawie. Rowerzysta jako pojazd przynależy do jezdni, na zdecydowanej większości z nich ma obowiązek się poruszać i jego obecność nie może być zaskoczeniem dla nikogo. Przez samo korzystanie z drogi nie narusza w żaden sposób bezpieczeństwa ani spokoju i domniemane naruszenie formalnego przepisu art. 33 ust. 1 jest sprawą wyłącznie między państwem a rowerzystą. Na marginesie dodam, że czasem spotykane trąbienie na rowerzystów na obszarze zabudowanym bez związku z bezpośrednim niebezpieczeństwem jest akurat jasno przez kodeks zabronione.

Rozwiązaniem jest spójna infrastruktura, oddzielona funkcjonalnie od ciągów pieszych: właśnie owe, objęte ustawowym obowiązkiem, pasy dla rowerów i wydzielone (choćby przez różnicę poziomów) drogi dla rowerów. Gdy wygodnie będzie można poruszać się własną przestrzenią we wszystkich kierunkach, to żaden rowerzysta po prostu nie będzie miał powodu, by jeździć ulicą.

Mateusz Kokoszkiewicz

Jeden komentarz do “Spychanie z jezdni jest bezprawne

Możliwość komentowania została wyłączona.