FelietonyPolecamy

Dębek: Wrocław 2030: ratujmy nadzieję, bo umiera… ostatnia

Jest jeszcze czas, byśmy podnieśli larum. Nasze pieniądze i nasza przyszłość są rozgrywane właśnie tu i teraz.

Politykom wrocławskim powiedzmy: stop! Pokażmy, że nie jesteśmy ani „ciemnym ludem”, który „wszystko kupi”, ani nie olewamy, na co wydają nasze pieniądze i jaką przyszłość nam proponują.

Zaśmiewając się z komedii nieodżałowanego Barei, krzyknijmy: dość dokumentów, które powstają za niemałe publiczne pieniądze, w oparciu o wiele szacownych instytucji, tylko po to, aby sobie gniły gdzieś w archiwach, aż zrobi się eleganckie protokoły ich zniszczenia… i znowu zacznie tworzyć kolejne, równie słomiane twory.

Dosyć tego, powiedzmy wreszcie!

Zainteresujmy się. Przeczytajmy. Przemyślmy. Oderwijmy się na chwilę od memów i codziennych obowiązków, na rzecz tego, co może kształtować nasze życie w tym mieście przez wiele lat. I może nas dosłownie sporo kosztować.

Miś

Zespół przygotowujący teraz strategię Wrocław 2030 proponuje nam mniej więcej coś takiego: chcemy być wszystkim, co najlepsze. Mamy milion rozmaitych pomysłów i nie zawahamy się ich zapisać w oficjalnym, miejskim dokumencie; wszystkie je oczywiście zamierzamy zrealizować. Albo nie – to się jeszcze zobaczy.

Bo z góry prosimy: nie rozliczajcie nas w przyszłości z czegokolwiek, co tu napisaliśmy; to nie są przemyślenia zobowiązujące.

Zobaczcie, piszą: to ambitne rozważania plus ludowy konsensus; omówienie przyświecających nam wartości, szczypta marzeń, odrobina fantazji i wielka szufla hipotetycznych zadań do wykonania. Zadania te są tak jakby przykładowe, bo przecież przyszłość jest niepewna i nie warto jej konkretnie rysować.

Mimo to, wyobraziliśmy ją sobie w kilku wariantach. Ale nie, nie… nie przywiązujcie się do nich, bo to takie swobodne bajkowe opowieści (wytłuszczona kursywa to dosłowne cytaty z dokumentu).

Mamy strategiczną misję, w którą możecie włożyć wszystko, o czym marzycie w idealnym mieście. A jeśli potrzebujecie szczegółów, to zapewniamy, że mamy kilkadziesiąt niezobowiązujących (acz skrajnie ambitnych) pomysłów, czym ma być Wrocław w roku 2030.

To jest właśnie Miś, który odpowiada żywotnym potrzebom całej społeczności Wrocławia. To jest Miś na skalę naszych możliwości. My, dzięki temu misiu, otwieramy oczy niedowiarkom! Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo.

Tak właśnie czyta się projekt strategii Wrocławia na kolejne 13 lat, który zaprezentowano wrocławianom do ostatecznych konsultacji społecznych w ostatnim miesiącu. Co dokładnie w nim znajdujemy?

Wyzwania

Dokument nie zaczyna się, niestety, od analizy silnych i słabych stron Wrocławia oraz jego szans i możliwości. Nie ma też żadnej innej systematycznej analizy zastanego miasta. Stratedzy wprowadzają czytelnika natomiast na gorąco w to, że: odwiedza nas wielu turystów, mamy uczestników imprez masowych oraz kulturalnych; że podejmują u nas pracę Ukraińcy, mamy trochę studentów i wiele nowoczesnych powierzchni biurowych. To najwidoczniej fundamentalne, najważniejsze dane, które muszą wystarczyć czytelnikowi, aby zrozumiał sytuację miasta. Jakkolwiek dokumenty strategiczne powinny być możliwie zwięzłe, to jednak brakuje tu solidnego bloku analitycznego. Niechaj autorzy nam go pokażą!

Trudno zrozumieć zamierzenia strategów wyrażone w kolejnych wywodach, jeśli nie mamy pojęcia, z jakich przesłanek zostały wywiedzione. Ufam, że – inaczej niż w przypadku poprzedniej tzw. strategii Wrocław 2020 (zob. jak omówiłem ją tutaj) – prace analityczne były tym razem bardzo rzetelne i dawały solidne podstawy do formułowania śmiałych zamiarów, które przedstawili autorzy w tym dokumencie. W końcu opracowywały go, a następnie nadzorowały, bardzo silne zespoły, przy wsparciu Miasta oraz Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej. Jako obywatele Wrocławia powinniśmy zobaczyć szczegółowe podsumowanie części analitycznej, aby lepiej zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Otwartość i konflikt

Zamiast opracowania analitycznego autorzy zaczynają dużą strategię europejskiego miasta od stwierdzenia, że dbamy o wizerunek miasta otwartego, choćby wspierając słynną Dzielnicę Czterech Świątyń, a cały akapit – przeszywany informacjami o pracownikach z Ukrainy i społeczeństwie obywatelskim – kończy się twierdzeniem, że miastu grozi eskalacja politycznych konfliktów. Nic z tego nie rozumiem. Jeśli ten akapit, w takim kształcie, miałby się tu pojawić, to powinniśmy zapytać: co to wszystko znaczy, skąd się tu wzięło i po co – jaki ma sens w strategii?

Kreatywność

Następnie pojawia się klasyczna w dokumentach urzędowych samoocena każdego chyba miasta w Polsce: od Suwałk, przez Radom po Wałbrzych: stawiamy na przemysły kreatywne. Bardzo proszę autorów o wyjaśnienie, co to znaczy, w jaki sposób się przejawiało i jak będzie realizowane w przyszłości. Albo najlepiej nie pisanie tego rodzaju zdań, bo nierozwinięte i nie poparte konkretem budzą podejrzenia, że się nic w zasadzie nie robi, więc pisze się, że wspiera kreatywność. Co ciekawe, dalej napisano tak: pod względem liczby osób pracujących w branży kreatywnej na tysiąc mieszkańców ustępujemy nie tylko Monachium czy Frankfurtowi (tu przepaść jest ogromna), ale i Poznaniowi czy Krakowowi. Zatem chyba coś jest tutaj nie w porządku?

Co to jest „branża kreatywna”? Co rozumiemy pod tym pojęciem? Jeśli „branża kreatywna” zawiera w sobie „przemysły kreatywne”, to mamy poważny problem. Wspieramy je bowiem, ale niewiele z tego wynika? Inwestujemy zasoby w coś, co nie przynosi efektów? Czy zatem będziemy dalej to czynić? Jak? Po co? Czy to w ogóle ma sens i jakie ma znaczenie dla naszej, wrocławian, przyszłości? Czy przemysł / branża kreatywna to nasza słaba czy mocna strona? Czy rysują się dlań jakieś szanse, czy należy się obawiać zagrożeń?

Szczypta ekonomii

Dalej, na szczęście, autorzy przyznają trzeźwo, że rośnie PKB na głowę mieszkańca, bezrobocie jest najniższe od wielu lat, ale mimo to jesteśmy ekonomiczną prowincją. Przyznają też, że nie mamy flagowych okrętów gospodarczych, które budowałyby naszą markę na świecie. Sama opinia „fajnego miasta” to za mało. Ta, zasadniczo słuszna, diagnoza zdumiewa jedynie dlatego, że w późniejszych wizjach formułowanych przez autorów powyższe problemy albo nie istnieją, albo zostały zignorowane, albo autorzy wiedzą, jak je rozwiązać, ale nie dzielą się tymi rozwiązaniami z czytelnikami. Podzielcie się, drodzy autorzy, z nami – obywatelami tego miasta – swoją wiedzą!

Kultura

Autorzy jako silną stronę miasta wskazują, zdaje się, kulturę i liczbę imprez masowych. Warto jednak osadzić dane w kontekście innych miast. GUS raportuje, że we Wrocławiu w latach 2014 i 2015 zorganizowaliśmy odpowiednio 896 oraz 918 imprez kulturalnych. W Krakowie w 2014 roku zorganizowano ich 7928, czyli niemal dziesięciokrotnie więcej. Wrocław miał w 2015 roku 13 ewidencjonowanych przez GUS instytucji kultury; Kraków – 53. Czy wobec tego warto mówić o kulturze w rozumieniu strategicznym, budować Wrocław w oparciu o ten właśnie aspekt jego funkcjonowania?

Bo jeśli chcielibyśmy sterować rozwojem miasta rzeczywiście w tym kierunku, to trzeba sobie zdawać sprawę, że w relacji do Krakowa jesteśmy w sytuacji Napoju O Smaku Cola wobec Coca-Coli, lecz mimo wszystko chcemy zasadniczo zmienić rynek napojów chłodzących. Pytanie nie brzmi: czy to da się to zrobić? Brzmi natomiast: jakim kosztem?

Ile zasobów trzeba poświęcić, by przebić oczywistego polskiego lidera sfery kulturalnej? Jakiej wagi decyzje należy podjąć, jaką determinacją w dążeniu do tego celu trzeba się wykazać? I po co? To, i wiele innych pytań, byłoby zasadne, gdyby wstęp dokumentu wiązał się z jego dalszymi częściami dotyczącymi marzeń o przyszłości. Niestety, takich związków dalej nie widać.

Eko

Wspominają autorzy, że zabiegamy o tytuł Zielonej Stolicy Europy. Jako wrocławianin pytam: z jakim skutkiem i czy wciąż rzeczywiście zabiegamy? Co się w tej sprawie będzie działo? Nasza poprzednia aplikacja, oczywiście, przepadła. Zresztą od początku jasne było, że nie mieliśmy z nią najmniejszych szans, bo ani dotychczasowi laureaci: Essen, czy Nijmegen, ani Oslo – faktyczny zwycięzca konkursu na rok 2019 – nie wpadły na pomysł zostania ZSE „przedwczoraj”. Te miasta budują swoją pozycję w obszarze ekologii i zrównoważonego rozwoju latami, przez wdrażanie bardzo złożonych, rozległych, a przede wszystkim głęboko przemyślanych i bezkompromisowych eko-strategii.

Czy Wrocław jest naprawdę w stanie równać się z najczystszymi i najbardziej progresywnymi miastami Europy?

Jeśli tak sądzimy, jeśli rzeczywiście zabiegamy, to musimy sobie zdawać sprawę, z kim i w jakiej kategorii wagowej, jeśli chodzi o ekologię, rywalizujemy. Oslo, na przykład, ogłosiło, że do 2019 roku całkowicie zamknie centrum miasta dla samochodów. Do 2030 roku wszystkie tamtejsze samochody mają być zero-emisyjne.

Jak mawiał Stanisław Lec „I z marzeń można zrobić konfitury. Trzeba tylko dodać owoce i cukier.” Jakie owoce dodamy od siebie do europejskiej ekologii? Czy jesteśmy na to gotowi mentalnie, substancjalnie, finansowo, organizacyjnie? Pamiętajmy przecież, że w obowiązującej wciąż strategii „Wrocław 2020+” zapisano, że należy w mieście wdrażać, cyt: rezerwaty dla ludzi i więcej miejsc magnetycznych, takich jak Rynek, gdzie można spokojnie spacerować i rozmawiać – w innych miejscach rządzą samochody. Na takim strategicznym podłożu Wrocław zdecydował się aplikować o tytuł ZSE do rywalizacji ze wspomnianym Oslo…

Brzmienie misji

Wypracowana misja brzmi: Wrocław miastem pięknym, mądrym, zasobnym – miastem, które jednoczy i inspiruje. I to jest, niestety, fraza złowróżbna. Oczywiście, lepiej jest być młodym, zdrowym, pięknym i bogatym niż starym, biednym i chorym. Stąd, w wyniku zapewne wielomiesięcznych dyskusji i konsultacji z rozmaitymi środowiskami, musiała powstać właśnie taka konsensualna rzecz.

Niestety, rzeczywistość zarządzania (miastem) wymaga względnej choćby precyzji, a od strategów wymaga się w rzeczywistym świecie odwagi i silnego ukierunkowania.

Przede wszystkim jednak dobra misja musi być specyficzna, realistyczna oraz inspirująca potencjalnych wykonawców – w naszym przypadku co najmniej całego aparatu urzędniczego. Ta nie jest z pewnością ani specyficzna, ani realistyczna. Czy inspirująca? Śmiem wątpić.

W tak zapisanej misji można wymienić „Wrocław” na „Warszawa”, „Poznań”, „Berlin”, „Paryż” czy jakiekolwiek inne miasto świata i będzie równie nic nieznacząca. Nie ma w niej ani specyfiki naszego miasta, ani ekspozycji jego zasobów, ani specyfiki naszych dążeń i wartości. Napisanie, że miasto ma jednoczyć i inspirować, to napisanie, że miasto ma być miastem. Można. Tylko na ile efektywne jest takie postawienie sprawy z perspektywy zarządczej? Jakie szczególne działania potencjalnie implikuje?

Kombinacja piękna, mądrości i zasobności wróży swobodny dryf w nieznane.

Anatomia misji

Autorzy przedstawili w dokumencie 50 szczegółowych „elementów” misji. Nie chcę być defetystą, ale obawiam się, że próba jednoczesnego budowania liczącego się w Europie ośrodka kultury i nauki, zachwycającego przykładu środkowoeuropejskiej architektury, urbanistyki i sztuki, Zielonej Stolicy Europy, miasta ogrodów, znakomitej jakości zdrowej, ekologicznej żywności, ważnego węzła w globalnej sieci branż sektora kreatywnego, przemysłu, rzemiosła, miejskiego rolnictwa (!), ekosystemu start-upów, centrum konferencyjnego o europejskim znaczeniu oraz ośrodka pionierskich działań w dziedzinie nowych mediów, filmu, sztuki wideo może się zakończyć spektakularną katastrofą. A w najlepszym razie kabaretem porównywalnym do strategii Wrocław 2020+, która dziś, w roku 2017, sprawia wrażenie dokumentu – eufemistycznie mówiąc – kosmicznego.

Trzeba się na coś zdecydować. Szczególnie, że autorzy Strategii – jak sami przyznają – mierzą wysoko.

Jeśli Wrocław miałby być, jak piszą: eksporterem idei, produktów, usług, tradycji i umiejętności, to potrzebne byłoby nam polityczne trzęsienie ziemi. Oznaczałoby to bowiem, że operujemy ideami, które inne miasta chcą przyswajać.

Zdajmy sobie sprawę z wagi tej fantazji. Co musielibyśmy tu wymyślić, by Berlin, Bruksela, Kopenhaga, Mediolan, czy Wiedeń, Warszawa, Kraków, Poznań, Gdańsk, czy Katowice albo chociaż Brno, Split czy Koszyce spojrzały z podziwem i zapragnęły tę ideę importować do siebie?! Jakie usługi? Jakie tradycje i umiejętności? Jakie produkty? Nie mówię o konkretnych Audi, Pilsnerach Uquellach, Guccich, Versace’ach, targach w Genewie i Lipsku, europejskim centrum biznesu we Frankfurcie, albo frywolności i artystycznej duszy Barcelony.

Proszę tylko, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, o czym marzymy względem środków i zaplecza, jakim dysponujemy. I nawet jeśli dobrze czujemy się w paradygmacie ewolucyjnego samoorganizowania się strategii, albo z innych powodów odrzucamy podejście planistyczne, to miejmy choćby szkic przyszłości lub realistyczny i rzetelny ogląd implikacji dzisiejszych zasobów, szans i zagrożeń.

Posługiwałem się powyżej przykładami miast o różnej randze, także tymi z „pierwszej ligii” nie bez przyczyny. Autorzy strategii napisali bowiem, że w 2030 roku widzą Wrocław jako ośrodek oddziaływania na Dolny Śląsk, Polskę, Europę Środkową, całą Europę. Otóż dziś nie ma absolutnie żadnych racjonalnych przesłanek uprawdopodabniających taką wizję. Chyba że są, ale autorzy strategii ich nie ujawniają.

Z perspektywy globalnego systemu gospodarczego Wrocław nie stanowi dziś nawet peryferiów, które miałyby szanse orbitować wokół jakiejś metropolii.

Wedle obliczeń z początku XXI wieku, jedynym polskim miastem liczącym się w globalnej sieci miast była Warszawa. Wrocławia – średniej wielkości miasta jak na europejskie warunki – na mapie globalnego świata po prostu nie ma, nawet wśród miast dziesiątej kategorii (γ-), do której zaliczono w Europie Göteborg, Marsylię, Ljubljanę, Tallin, Turyn i Southampton. Pisałem o tym w artykule „Spektakl o mądrym mieście” w ramach Foresightu Społecznego Wrocław 2036/2056 (można go przeczytać tutaj).

Dzisiaj najnowsze raporty pokazują wyraźnie, które miasta rozdają w Europie karty zarówno pod względem jakości życia, jak potencjału gospodarczego. Wrocławia wśród nich nie było, nie ma i – jeśli będziemy uprawiali czyste public relations zamiast trudnej polityki w rozumieniu arystotelejskim – zapewniam: za 13 lat również nie będzie.

Jeśli więc autorzy strategii wiedzą coś, co mogłoby uprawdopodobnić ich wizję albo mają jakikolwiek pomysł, jak uczynić ją realistyczną, to chcielibyśmy chyba – jako obywatele tego miasta – przemyślenia te poznać właśnie w dokumencie strategicznym.

Chcemy konkurować z Berlinem, Hamburgiem, Lyonem, Amsterdamem, Wiedniem, Zurychem i Monachium? W porządku! Ale bądźmy poważni – uchylmy rąbka tajemnicy: jak?

Wizja

Gdy czytam, jak autorzy próbują uciec od nakreślenia obrazu miasta w roku 2030 pisząc tak: wizje w strategiach często opisują, jak miasto ma docelowo wyglądać. Czyta się je trochę tak, jak bajkowe opowieści o krainach mlekiem i miodem płynących. Takie wizje opisują pewien stan. Nasza wizja jest inna, nie mówi o docelowym stanie, a krótko opowiada o działaniu, to – przykro mi to powiedzieć – strzelają sobie w stopę. Nie pokazując niczego konkretnego w części wizyjnej, pozostawiliby czytelnika z wyobrażeniem tego, co zawarli w misji, czyli wspomnianego wyżej liczącego się w Europie ośrodka kultury i nauki, zachwycającego przykładu… i tak dalej. Z tego będą rozliczani stratedzy i politycy przez nas, obywateli, w roku 2030.

W dodatku ostatnie 10 stron dokumentu jest szczelnie wypełnione scenariuszami pod wspólnym tytułem Jak będzie wyglądać nasze miasto? A zatem, wbrew temu co piszą autorzy, jest tu część zawierająca bajkowe opowieściopisujące rozmaite, relatywnie konkretne stany miasta w przyszłości. Po co? Jakie znaczenie mają te opowieści dla czytelnika i – przede wszystkim – z perspektywy zarządczej?

Tymczasem zabezpieczają się autorzy strategii na ewentualność, gdyby za dziesięć lat jakaś niesforna grupa obywateli powiedziała „sprawdzam”. Piszą bowiem tak: gdybyśmy skupili się wyłącznie na konkretnych celach do osiągnięcia – ryzyko niepowodzenia Strategii byłoby znacznie większe. Jest to zagranie – powiem to delikatnie – asekuranckie i nie przystoi strategom; po drugie jest nieskuteczne.

To, że autorzy nie napisali tu podrozdziału pt. „cele do osiągnięcia” nie znaczy, że ich w dokumencie nie zawarli. Pomijając już wspomnianą wielowątkową misję, to nawet w tym rozdziale wypunktowali (kolejne) cele: zrównoważony rozwój, wysoką jakość życia oraz gospodarkę opartą na wiedzy. Wrocław powinien być wygodny, bezpieczny, zdrowy, przyjazny. Zarówno dziś, jak i w przyszłości piszą autorzy. Są we Wrocławiu ludzie, którzy badają powyższe obszary i z łatwością zweryfikują powyższe wizje za 5, 10 i 13 lat. Podobnie rzecz ma się z twierdzeniem, że liczy się nie tylko wzrost ekonomiczny. Równie ważne są sprawy społeczne (edukacja, opieka zdrowotna, wsparcie najuboższych) oraz ochrona środowiska.

Te sprawy, ta polityka, będą rozliczone bez względu na to, czy autorzy strategii odpychają od siebie odpowiedzialność za słowa czy nie.

Może więc warto się w jakiś sposób opanować myśli, poskromić ambicje, nadać priorytety marzeniom…?

Cele

To kolejny rozdział, który definiuje dokąd Wrocław ma zmierzać. Znów nieco inaczej. Tym razem piszą autorzy: wysoka jakość życia oraz wzrost ekonomiczny – tego chcemy we Wrocławiu. Znów, jak w przypadku misji, muszę napisać: tego chce chyba każde miasto świata. To są oczywistości. Napisanie, że te dwie sfery wspólnie tworzą cel naszej Strategii, to jak powiedzenie: „nie mamy na to miasto pomysłu, więc niech sobie życie płynie swoim torem”. Dobre życie w mieście i siła miasta w świecie – nad tym będziemy pracować w najbliższych latach! – piszą autorzy. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek kompetentny zarząd dowolnego miasta świata pracował nad czymś innym. Tyle że nad takim sprawami pracuje się POMIĘDZY INNYMI, naprawdę strategicznymi, priorytetami. Bo dobre miejskie życie i siła miasta to muszą być sprawy dla rządzących oczywiste; jak to, że będą dbali o miejskie żywopłoty i trawniki. Aby to robić, naprawdę nie trzeba czynić specjalnych zapisów w STRATEGII.

Bardzo estetyczny diagram obrazujący związki misji, wizji i celów mógłby stanowić interesujący punkt wyjścia do faktycznej strategii miasta. Należałoby się nad nim pochylić i odważnie wybrać jeden, dwa, może trzy kierunki strategiczne. Pamiętając, że kierunek strategiczny NIE WYKLUCZA rozmaitych standardowych działań taktycznych, które po prostu muszą się dziać. Na przykład: strategiczne postawienie na zdrowie i aktywność mieszkańców nie wyklucza, że zbudujemy gdzieś parking; postawienie na mobilność nie oznacza, że odrzucamy gospodarkę kreatywną. I tak dalej.

Strach

Obawiam się, że zarówno z przyczyn obiektywnych, jak i psychologiczno-zarządczych, Wrocław nie da rady zrealizować w 13 lat jednocześnie siedmiu postulowanych priorytetów, operując w ramach wielowymiarowej misji i trójwymiarowej wizji. Nawet jeśli część tych wszystkich marzeń się pokrywa, daje to już dziś blisko sto – mniej lub bardziej konkretnych – działań, zdefiniowanych zresztą w tym dokumencie (!). A przyszłość jest, jak zawsze, nieznana i dynamiczna. Przy braku konkretnego kierunku naszej podróży – bo tak to trzeba nazwać – olbrzymiemu rozedrganiu i ogromowi rozmaitości zadań na poziomie strategicznym nie podoła efektywnie na poziomie operacyjnym żadna organizacja; nawet – a może tym bardziej – urzędnicza, zatrudniająca blisko dwa tysiące ludzi.

Dlatego właśnie – może nawet bardziej niż w poprzednich latach, gdy byliśmy miastem tylko aspirującym, za wszelką cenę chaotycznie goniącym za uciekającą nam Europą –

potrzebna jest nam inspirująca, charyzmatyczna liderka lub charyzmatyczny lider. Aby spośród rozmaitych pomysłów, fantazji, marzeń i uwarunkowań, przedstawionych choćby w tym dokumencie, wykuć rzeczywistą, specyficzną, inspirującą i realistyczną strategię.

Przyjąć ją, utożsamić się z nią, ogłosić ją i wziąć za nią pełną odpowiedzialność, również polityczną. Nie uda się stworzyć, a tym bardziej egzekwować, tak dużej strategii, jaka marzy się autorom niniejszego dokumentu, metodą przybliżania kompromisów lub podobnym „rozrzedzaniem”.

Jesteśmy głodni sukcesów, piszą autorzy.

Ja również chciałbym być dumny z mojego miasta. Chciałbym, aby Wrocław zmieniał się na lepsze i miał jak najwięcej rozmaitych sukcesów.

Ale – jak mówił słynny burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani – „change is not a destination, just as hope is not a strategy”, czyli: “zmiana nie jest celem, podobnie jak nadzieja nie jest strategią”. Zastanówmy się nad tym, zanim skażemy „Wrocław 2030” na groteskowy los niesławnego „Wrocławia 2020+” – czyli zbioru przypadkowych fantazmatów o jakimś mieście.

A Wy? Jesteście głodnymi sukcesów, dumnymi obywatelami tego miasta?


Fotografia tytułowa: „Hope”, autor: Luca Bovolenta, CC BY-NC-ND 2.0
Pełna wersja propozycji omawianej strategii do publicznej dyskusji jest tutaj.