FelietonyPrzestrzeń

Rozbiórka na Litomskiej

Taka wiadomość jest w stanie skutecznie popsuć mi humor, wtedy wszystko znowu jest głupie i niedobre a ja jestem zły, rozmontowany i w ogóle przybity. Nie lubię nadużywać mocnych słów i raczej staram się tego unikać, ale jakoś tym razem pcha mi się na usta stwierdzenie „bezmyślna dewastacja”. Wiem, że miasto nie jest planszą z klocków LEGO gdzie można autorytarnie decydować „to zostaje, a to wyburzamy”, bo na taką decyzję wpływa wiele różnych czynników, jednak jakoś nigdy nie mogę tego przeboleć.

Szczepin był przed wojną najgęściej zabudowaną częścią miasta, być może nawet najbardziej zaludnionym tak małym obszarem w całych Niemczech. Jego teren pokrywały równe rzędy kamienic zwanych czynszowymi koszarami (niem. „Mietskaserne”) z podwórkami pełnymi oficyn i manufaktur. Nie było to wymarzone miejsce do życia. Po wielkiej trasie koncertowej Armii Czerwonej, z przystankiem na występ we Wrocławiu, po dawnym Szczepinie zostało jedynie garść zabudowań, parę lichych pamiątek. Dawną zabudowę zastąpiły osiedla z wielkiej płyty, które są bardziej przestrzenne ale też nie ekspansywne. Pomimo że sama architektura nie jest efektowna, bo nie są warszawskie Sady Żoliborskie, czy też nie wyróżnia się choćby ciekawym detalem balkonów jak wrocławskie Popowice, to i tak jest to jedno z bardziej udanych wrocławskich osiedli z tego okresu, zatopione w zieleni z dawną siatką ulic i wieloma punktami usługowymi, miejsce o wiele przyjemniejsze niż taki Gaj czy Kozanów.

Dawny budynek straży pożarnej był jednym ze świadków przedwojennego Breslau, który przetrwał. Parę lat temu chodziły słuchy, że kupił go jakiś deweloper i miał zamiar przerobić na lofty czy apartamenty. Sprawa jak widać „się rypła”. Zainteresowanie tego typu przestrzeniami jest u nas nikłe. Za te same pieniądze można mieć przecież domek w Smolcu i jeszcze zapas na benzynę na codzienne dojazdy do Wrocławia, najlepiej Volkswagenem lub Audi. Nie było zainteresowania, właściciel stwierdził że lepszy interes zrobi sprzedając działkę lub budując na niej kolejną lichą mieszkaniówkę, niż inwestując w kosztowną przebudowę. Sam budynek nie przedstawiał jakiejś szczególnej architektonicznej wartości, był cenny po prostu jako jeden z niewielu zachowanych obiektów w tej okolicy. Miejski konserwator zabytków jednak nie zagląda w te rejony miasta, mam wrażenie że w ogóle bardzo rzadko opuszcza swoje biuro w dawnym klasztorze, a interesują go takie małostkowe rzeczy jak skład spoiwa łączącego kostkę brukową na rynku.

Mamy teraz po prostu jeden historyczny budynek w mieście mniej. Niby nic wielkiego, mało kto zauważy i tak od dawna nic tam nie było, ale teraz przypomnijcie sobie rzeźnię miejską na Legnickiej, cukrownię na Klecinie, fragmenty Browaru Piastowskiego, niezliczone kamienice na śródmieściu i porównajcie z Just’n Center, Pasażem Grunwaldzkim, Odra Tower i tak dalej. Trochę głupio, nie?

Wyobrażam sobie jeszcze te wypowiedzi okolicznych mieszkańców: „No dobrze że zburzyli, stało to takie ceglane straszydło, strach było dzieci na podwórko puścić, bo by wlazły i się pokaleczyły albo nogi połamały, bo tam pewnie dziury jakie i deski z gwoździami wystające. Niech tu postawią jakiś sklep, market, albo parking zrobić, to najlepiej, bo nie ma gdzie drugiego auta stawiać.”

Autor: Mateusz KAZULA
Fotografia: jawc www.dolny-slask.org.pl

Jeden komentarz do “Rozbiórka na Litomskiej

  • „Po wielkiej trasie koncertowej Armii Czerwonej, z przystankiem na występ we Wrocławiu, po dawnym Szczepinie zostało jedynie garść zabudowań” he he he he he, dobre pióro! Czekam na więcej tekstów Mateusza. :)

Możliwość komentowania została wyłączona.