Kultura i naukaPolecamySprawy społeczne

Między instytucją a ulicą – debata o wrocławskiej kulturze

W 2016 roku Wrocław dzierżył tytuły Europejskiej Stolicy Kultury i Światowej Stolicy Książki, a do wyremontowanego Pawilonu Czterech Kopuł wprowadziło się Muzeum Współczesne. Parę miesięcy wcześniej z wielką pompą otwarto Narodowe Forum Muzyki i Muzeum Pana Tadeusza. Czy jednak wielkie imprezy i wspaniałe budynki spełniły składane przez włodarzy miasta obietnice nowego otwarcia we wrocławskiej kulturze? Na te pytania starali się odpowiedzieć uczestnicy kolejnego spotkania otwartego z cyklu “Razem o Wrocławiu” organizowanego przez lokalny okręg partii Razem.

Uczestniczki i uczestnicy debaty zauważyli, że co prawda 2016 jest wyraźną cezurą w sposobie mówienia o miejskiej kulturze, ale wiele obietnic składanych przez prezydenta Rafała Dutkiewicza nie zostało spełnionych. Sam sukces wrocławskiej aplikacji ESK – jak zauważył profesor Adam Chmielewski, jej współautor – zaskoczył włodarzy. Ogromne pieniądze, które zaczęły spływać do miasta zainwestowano przede wszystkim w szacowne instytucje kulturowe. Zakupiono, między innymi, zdjęcia Marilyn Monroe, a miasto stało się ważnym celem turystyki kulturalnej. Jednakże stopień zaangażowania mieszkańców Wrocławia w życie kulturalne miasta pozostał bardzo niski. Tylko 8% z nich często i bardzo często – wyliczył prof. Chmielewski – korzysta z miejskiej oferty kulturalnej. Aż 75% nie korzysta z niej wcale. I są to przede wszystkim ludzie starsi i ubożsi, na których barkach spoczywa ciężar utrzymywania kultury w Polsce. To są liczby dramatyczne. Ale sam fakt, który odzwierciedla poziom wykluczenia z kultury, wiąże się też z faktem, że instytucje kultury w Polsce utrzymywane są z podatków. A znaczna część podatków pochodzi z kieszeni ludzi najuboższych.

Krytyczka literacka i działaczka partii Razem Maja Staśko zwróciła uwagę na fakt, że ciężkie warunki życia odbiorców kultury nie pozostają bez wpływu na ich uczestnictwo:

Kultura trafia do ludzi. I ci ludzie pochodzą z określonych klas. Ci ludzie mają swoje prace, które sprawiają, że nie są w stanie zajmować się tzw. kulturą wysoką, bo po prostu pracują w bardzo złych warunkach, przez wiele godzin dziennie. Kobiety są tym obciążone mocniej, bo wykonują nieodpłatną pracę opiekuńczą, co sprawia, że tego czasu jest jeszcze mniej.

A przecież to włączanie tych, którzy w życiu kulturalnym nie brali aktywnego udziału, miało być jednym z filarów wrocławskiej polityki po ESK.

I chociaż – co zauważyła Maja Zabokrzycka, wrocławska animatorka kultury – w kwestii angażowania mieszkańców wiele dokonało się na płaszczyźnie obietnic składanych przez miejskich polityków oraz inwestycji w osiedlowe ośrodki kultury, gdzie znalazły się pieniądze na działania animacyjne, to wciąż nie udało się wypracować skutecznych narzędzi. W niektórych miejscach, np. na Żernikach, na Lipie Piotrowskiej i kilku innych lokalizacjach, takie obietnice są złożone i już pewne inwestycje w tym kierunku trwają. Pytanie, w jaki sposób te instytucje będą funkcjonowały i czy będą otrzymywały wystarczające wsparcie? Jedno z takich centrów, które już powstało na Zaciszu, na razie jest zupełnie samozwańczym i funkcjonującym samodzielnie ośrodkiem.

Wśród wskazywanych przez uczestników spotkania przyczyn tego problemu, oprócz wspomnianych już czynników ekonomicznych, były także problemy związane z edukacją kulturalną. Były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, Krzysztof Mieszkowski, podkreślał, że podczas gdy coraz więcej instytucji: galerii, muzeów, teatrów umożliwia korzystanie ze swoich zbiorów i działań za darmo lub za symboliczną złotówkę, to jednocześnie kultura jest eliminowana z szeroko rozumianej edukacji. Jest taka liberalna perspektywa, z którą się absolutnie nie zgadzam, że najpierw trzeba zarobić pieniądze, a potem pójść do teatru. Taki darwinizm kulturowy w dzisiejszych czasach jest absurdalny. Oferta wielu instytucji – zauważył z kolei prof. Chmielewski – zniechęca i wyklucza potencjalnych odbiorców. Wszystko to kreuje swoistą agorafobię kulturową. Sprawia, że ludzie, nawet jeśli mogą sobie pozwolić na wizytę w instytucji kultury, to bardzo często się tego boją.

Alternatywą dla tego swoistego betonowania się instytucji jest kultura społeczna, bardzo często, jak zwróciła uwagę Maja Staśko, niedostrzegana przez instytucjonalną. Jeżeli instytucje chcą nadążyć za odbiorcami kultury to muszą się zmienić i dostosowywać. Ale problem jest szerszy i dotyczy nie tylko Wrocławia. Po transformacji ustrojowej kultura stała  się towarem. Nie zwraca się uwagi na ciężkie warunki pracy ludzi kultury i ich prekaryzację. Doprowadziło to do sytuacji, w której garstka celebrytów i dyrektorów różnych instytucji, w zdecydowanej większości mężczyzn, zgarnia większość środków przeznaczanych na kulturę. Takie wykluczenie ekonomiczne i pomijanie pracy pracowników technicznych, animatorek czy redaktorek doprowadziło do sytuacji, w której kultura odcięła się od społeczeństwa.

Z Mają Staśko zgodzili się pozostali uczestnicy debaty podając przykłady konsekwencji tego odcięcia się kultury i jej decydentów od społeczeństwa. W Polsce, po ‘89 roku – zauważył Krzysztof Mieszkowski mówiąc o finansowaniu kultury –  masowo zaczęły znikać z przestrzeni publicznej biblioteki, kina w mniejszych miastach. Dla ludzi mieszkających w tych miejscowościach nie zostało nic poza knajpą z piwem.

R debata o kulturze uczestnicy

Maja Zabokrzycka podkreśliła, iż podział na kulturę instytucjonalną i społeczną jest dosyć sztuczny, gdyż one się uzupełniają. Ale żeby to się udało, potrzeba pieniędzy: na instytucje, na edukację i na działalność społeczną. Niestety, dobre finansowanie wrocławskiej kultury to tylko ułuda. Mówiąc o mikrograntach stwierdziła:

Dawanie ochłapów, narzędzi, które dają tylko pozory, że kultura jest dofinansowania. Zwiększyły się środki na to, żeby mikrograntów było więcej. Ale to nie jest działanie programowe, które pozwalałoby na prowadzenie stałej edukacji i stałej działalności włączającej.

Brak długotrwałego finansowania jest jedną z przyczyn ogromnego rozczarowania ESK wśród ludzi kultury.

W ostatniej części debaty, prowadzący profesor Wojciech Browarny z partii Razem, zapytał, w jaki sposób kultura może pomóc w radzeniu sobie z wyzwaniami, jakie staną w najbliższej przyszłości przed Wrocławiem: Być może jesteśmy w takim czasie, w którym artystki i ludzie kultury powinni wyprzedzać społeczeństwo. Przed nami wielkie problemy: migracji, zmian klimatu.

Panelistki i paneliści zgodzili się, że działalność kulturowa jest kluczem do odpowiedniej reakcji na niespodzianki szykowane przez współczesną rzeczywistość. Już wcześniej Krzysztof Mieszkowski zauważył, że jednym z ogromnych problemów jest eliminowanie kultury z przestrzeni politycznej, co pozbawia nas symbolicznych punktów, do których możemy się odwoływać. Podobnie wypowiedziała się Maja Staśko podkreślając szkodliwość mitu o apolitycznej kulturze. Jednym ze sposobów na jego pokonanie jest poszerzenie autonomii ludzi kultury, którzy dzięki temu będą mogli skuteczniej wpływać na rzeczywistość.

Profesor Chmielewski podał kilka przykładów tego, jak słabość kultury w przestrzeni politycznej wpłynęła na wrocławską rzeczywistość. Drastyczny wzrost ksenofobii, nasze reakcje na uchodźców, migrantów, czy po prostu ludzi o innym kolorze skóry, zachowaniu, wyglądzie. Szczególnym przypadkiem była reakcja wrocławian na przybyłych do miasta Romów. Maja Zabokrzycka, aktywnie działająca na tym polu, podzieliła się swoimi doświadczeniami: Nie jesteśmy gotowi na to, by przedstawicieli różnych mniejszości przyjmować. I my tego w naszym projekcie doświadczamy – doświadczenia te nie pozbawiły jej przekonania, że to może się zmienić: Natomiast jest to możliwe i udaje się to wypracować.

Podsumowując dyskusję uczestnicy odpowiadali na pytania z sali dotyczące tego, w jaki sposób zmienić polską kulturę.

Zwracali uwagę na potrzebę budowania jej od dołu, odejścia od instytucji, ale nie ich likwidowania. Drogą do skutecznej, odpowiedzialnej społecznie kultury są jednak pieniądze. Przeznaczane na edukację, działania oddolne, zapewnienie ekonomicznej autonomii ludzi kultury, a nie na ostentacyjne akcje, które służyć mają promowaniu się miejskich elit na rautach za publiczne pieniądze.

Debata Między instytucją a ulicą zwróciła uwagę na problemy szkodzące wrocławskiej i ogólnopolskiej kulturze. Należy znosić bariery utrudniające lub nawet uniemożliwiające dostęp do przestrzeni kulturalnej, albowiem kultura bez seniorów, mieszkańców czynszowych kamienic, zwykłych ludzi nie będzie spełniać swojej roli. Nie ochroni nas ani nie przygotuje na nieszczęścia przyszłości. Czy Wrocław może być miejscem, od którego zacznie się odnowa polskiej kultury? Widząc uwagę, z jaką organizatorzy pochylali się nad uwagami i propozycjami uczestników, można być tego pewnym.


Autorem tekstu jest Paweł Koślacz.

Zdjęcia: Tymon Rzewuski

Hipermiasto

Towarzystwo Benderowskie