FelietonyPolecamyZabytkiZobacz teksty

Legendy wrocławskiego modernizmu: #Scharoun1929

Gdy we Wrocławiu trwała rewolucja w budownictwie mieszkaniowym i powstawały Sępolno, Biskupin czy Księże Małe, zorganizowano wystawę wzorcowego w zamyśle osiedla „WUWA”, którego nazwa wzięła się z niemieckiego tytułu „Wohnung und Werkraum”, co znaczy „Mieszkanie i miejsce pracy”. Oczywiście „twórczej”, bo wszystko zaprojektowali wizjonerzy stowarzyszeni pod szyldem Werkbundu (związku twórczego założonego w 1907 roku).

Projekt tego eksperymentalnego osiedla negował wszystko, do czego przywykł zwykły mieszkaniec kamienicznych kwartałów wrocławskich przedmieść: wąwozów ulic, pierzei kamienic, hałasu ruchliwych ulic i mroku oficyn. Wprowadzał modernistyczny minimalizm, uporządkowaną zieleń i światło do przestrzeni życiowej. Takie tymczasowe “mieszkania dla młodych”, którzy uciekli z pseudopałacowych wnętrz swoich rodziców. Osiedle zapewniało atmosferę kurortu i rejsu zarazem, a ogrody, restauracje, świetlice, park i bliskość tramwaju dopełniały wygód.

W ciągu trzech i pół miesiąca 1929 roku na południowych obrzeżach przepięknego Parku Szczytnickiego i na wschód od terenów wystawowych przy Hali Stulecia postawiono ponad 30 różnych domów, pod kierunkiem wybitnych architektów, inżynierów, przemysłowców i projektantów działających w stowarzyszeniu „Deutscher Werkbund” (Niemiecki Związek Twórczy). Niemiecki z nazwy, wielokulturowy i oświecony w swej istocie związek pełen talentów i wizjonerów działał przez 27 lat i przestał istnieć w 1934 roku przez represje nazistowskiej władzy.

Większość budynków WUWY przetrwała do dziś i niektóre są remontowane pod nadzorem konserwatorskim. Na świecie powstało osiem podobnych w swej idei osiedli. Poza Wrocławiem Werkbund zbudował „Weißenhof” w Stuttgarcie (1927), „Novy Dum” w Brnie (1928), „Dammerstock” w Karlsruhe (1929), „Eglisee” w Bazylei (1930), „Neubuhl” w Zurychu (1931), „Lainz” w Wiedniu (1932) i „Baba” w Pradze (1932). Każde z nich było manifestem modernistycznej narracji w architekturze, a dziś wszystkie są celem pielgrzymek miłośników architektury z całego świata.

Wystarczy wysiąść z tramwaju przy ulicy Tramwajowej (linie 1, 2, 4, 10 w stronę Biskupina) i dojść do skrzyżowania Dembowskiego z Kopernika, by pod numerem 9 natrafić na Wzorcowy Dom nr 31 autorstwa Hansa Scharouna, późniejszego projektanta gmachu Filharmonii Berlińskiej. “Hotel Park”, bo tak obecnie nazywa się ów dom, jest uznawany za największą perłę osiedla WUWA i jego budowa pochłonęła prawie połowę funduszy przeznaczonych na wystawę.

Ledigenheim_w budowie_WUWA nasza_Hydral
Dom Scharouna w budowie (źródło: dolny-slask.org.pl).

Zaprojektowano go jako dom hotelowy dla bezdzietnych małżeństw i singli, jednak rozdzielono te grupy na dwa trzykondygnacyjne skrzydła. Południowe mieściło jednoosobowe dwukondygnacyjne „apartamenty” (o powierzchni 27 m2) ze wspólnym tarasem na dachu, a północne – również mieszkania dwukondygnacyjne (o powierzchni 37m2) dla par małżeńskich bez dzieci.

Współczesne wnętrze większego apartamentu dla bezdzietnych par
Źródło: W. Prastowski

Trudno jednoznacznie nazywać je dwukondygnacyjnymi, bowiem technicznie były trójpoziomowe. Z korytarza schodki wiodły przez przedpokój do pokoju dziennego z wnęką kuchenną, którą trudno nazwać aneksem, a potem kolejne schodki zakręcały w przeciwną stronę do sypialni i łazienki. Z pokoju dziennego można było wyjść na niemały taras i podziwiać sąsiednie zabudowania oraz zieleń parkową.

Zaskakujące było ułożenie mieszkań względem korytarza – w parzystych lokalach schody wiodły ku górze, natomiast w nieparzystych – schodziło się schodami na dół do pokoju wypoczynkowego i jeszcze niżej do sypialni. Taki układ sprawiał, że parzysta sypialnia znajdowała się nad korytarzem a nieparzysta – pod nim. Jeden korytarz obsługiwał dwie kondygnacje.

Skrzydła zostały połączone ukośnym przedsionkiem wejściowym, którego kolorowe wnętrze kryje sporo ciekawostek. Na parterze mieściły się pomieszczenia gospodarcze, restauracja (z efektownym czerwonym linoleum na podłodze) i klub (świetlica), dlatego kuchnie w mieszkaniach były szczątkowe (niemal schowane w dużej szafie) i nawet można było je zasłonić drzwiczkami, ukrywając np. nieumyte naczynia. Sypialnia nie miała drzwi, ale czy można ich wymagać od mikroapartamentów?

Salon. Wojciech Prastowski.
Salon. Źródło: W. Prastowski

Ciekawym rozwiązaniem były wewnętrzne, schowane przed wzrokiem mieszkańców i gości, korytarze, które można nazwać “technicznymi”. Służyły obsłudze budynku do transportowania np. brudnej pościeli czy szybkiego przemieszczania się z jednego skrzydła do drugiego. Taras budynku dla singli zdobiły rośliny pnące się po specjalnych kratkach i dające cień leżakom, na których wypoczywano w pogodne dni.

Źródło: http://dolny-slask.org.pl
Źródło: dolny-slask.org.pl

Elementem charakterystycznym WUWY była niejednorodność, indywidualność. Jednak oryginalne wyposażenie tych mieszkań, które niestety nie przetrwało do dziś, sugerowałoby pewną powtarzalność i bardzo podobny wystrój. Wprawdzie meble wnękowe dla każdego z lokali trzeba było wykonywać indywidualnie, bo wymiary ścian nie były identyczne, ale pewnie zaprojektowano je masowo. Nie tak, jak to miało miejsce w budynkach willowych czy nawet szeregowych – np. Wzorcowy Dom nr 9-22 projektowało siedmiu architektów, w tym jeden od krajobrazu. Znajdziemy go po lewej stronie idąc od przystanku ulicą Tramwajową. Tam każde mieszkanie z ogródkiem miało inny rozkład i styl.

Marzy mi się, aby w domu Scharouna, który obecnie jest hotelem Państwowej Inspekcji Pracy, każdy pokój został od nowa zaprojektowany i udekorowany w innym stylu przez współczesnych projektantów. Można by to zrealizować w ramach warsztatów designu, czy wystawy poświęconej meblarstwu i architekturze wnętrz. Pytanie tylko czy PIP jako instytucja byłaby skłonna podjąć takie wyzwanie.

W tym roku spodziewać się można rewitalizacji zieleni wokół WUWY, co niezmiernie cieszy, bo dziko rosnące chaszcze często zasłaniają te unikatowe budynki. W 2019 roku obchodzić będziemy jej 90-lecie, więc powinna już wyglądać schludnie i elegancko, jak na modernistyczną legendę przystało.


Fot. główna: dolny-slask.org.pl

Wojtek Prastowski

Wrocławianin, kulturoznawca, miejski aktywista i miłośnik architektury. Związany z TUMW od 2008 roku, autor ponad 200 artykułów o ukochanym mieście w ramach cyklu „Odkrywamy Wrocław”. Interesuje się estetyką miast, projektowaniem grafiki oraz renowacją powojennych mebli.