FelietonyPolecamyZobacz teksty

Wrocław czeka na swojego Jacka Jaśkowiaka

We Wrocławiu zrobiło się duszno. I nie chodzi tu o dolegliwości związane z pogodą, choć tych tegoroczne lato nam nie oszczędza. Wrocław stał się miastem dusznym politycznie. Nie czuć w nim energii, pomysłu na przyszłość, inwestycyjnego zapału i wspólnej wizji, która byłaby mniej lub bardziej przekonująca dla mieszkańców miasta. A nowych liderów, którzy daliby miastu rozwojowego “kopa”, nie widać.

To było miasto kipiące energią

Nie bez kozery prezydent Rafał Dutkiewicz w poprzednich latach był uważany za wzór samorządowca. Od 2002 do mniej więcej 2010-2011 r. pchał Wrocław do przodu. Czuć było, że ma pomysł na miasto i siłę polityczną, by ją realizować. W tej wizji mieścił się Wrocław otwarty, Wrocław innowacyjny, Wrocław szukający (bo z praktyką bywało różnie, często kiepsko) swoich korzeni, Wrocław zapraszający poważnych inwestorów oraz pracodawców, Wrocław chcący być miastem tolerancji i wielokulturowości…

Efekty tych energicznych lat we Wrocławiu widać na każdym kroku. Postarali się o nie zarówno inwestorzy prywatni, jak też miasto, które nie bało się wydawać grubych mln zł, aby pomysły przenosić z papierowych strategii do poziomu realnych projektów. Wypiękniał nam ten Wrocław, stał się bardziej nowoczesny i dziś wiele jego miejsc można pokazać bez wstydu, za to z dumą gościom zarówno z innych miejsc Polski, jak też z zagranicy.

Aby nie być gołosłownym, czysto subiektywnie: nowe przejście naziemne przy ul. Świdnickiej i jego okolice, masa dróg rowerowych w centrum miasta i na jego obrzeżach, wyremontowane torowiska i ulice, nowe autobusy i tramwaje, dawne (szkoda!) tłuste lata piłkarzy Śląska Wrocław, Muzeum Pana Tadeusza, odnawiane (tylko czemu tak powoli i w tak małej liczbie?) kamienice…

Całkiem sporo nam zostało z dynamicznych lat Wrocławia. A co najlepsze, każdy czytelnik tego tekstu mógłby stworzyć sam listę tego, co w jego oczach zmieniło się na lepsze w mieście przez minione lata. To też obrazuje skalę pozytywnych zmian.

Tłusty kot złapał zadyszkę

Tak, jak nie da się bez przerwy utrzymywać motywacji na najwyższym poziomie, tak nawet najbardziej rzutcy i dynamiczni decydenci w końcu stracą siłę. W ich karierach i dla miast, którymi zarządzają, to moment kluczowy.

Z zadyszką można bowiem poradzić sobie dwojako. Chwilę odpocząć, pogodzić się z tym, że brakuje sił, narzucić sobie wolniejsze tempo i stopniowo wracać na wysokie obroty, albo zaufać złym podszeptom. Takim, które namawiają, by się poddać, położyć, ukoić obolały organizm, spróbować powalczyć przy innej okazji.

We Wrocławiu od kilku lat obserwujemy to drugie zjawisko. Jego decydenci stracili moc. Zeszli z poziomu polityków dynamicznych, takich, którzy wiedzą, czego chcą, do roli sytych administratorów. Takich, którzy krytykowani wyciągają dawne ordery i od niechcenia rzucają je krytykom na odczepnego. I takich, którzy głosy krytyczne traktują wybiórczo – słuchają oponentów, ale jednym uchem i ich pomysły traktują wybiórczo.

Kto jeszcze we Wrocławiu czuje tę pozytywną energię, która pozwalała zmieniać miasto na lepsze? Tego ducha, który kazał gonić wysokie cele, jak piłkarskie Euro 2012 z budową kolosalnego stadionu, który kazał walczyć (z sukcesem) o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016? Ten duch uleciał.

Dziś we Wrocławiu politycy zajmują się głównie sobą, a uwagę opinii publicznej absorbują głównie efektownymi i hałaśliwymi zmianami barw partyjnych. Przykuwają też uwagę, głosząc absurdalne postulaty, jak te o potrzebie wycinania drzew, które rzekomo zasłaniają zabytki lub te o konieczności zniesienia opłaty targowej, wcześniej samemu głosując za jej wprowadzeniem.

Zdarza im się też bawić w modelowanie zarządu samorządu wojewódzkiego, bo właśnie w województwie są teraz duże pieniądze – inaczej niż w mieście, które musi brać nowe kredyty na spłatę starych długów.

Gdzie nowe idee? Gdzie rzetelna debata publiczna? Gdzie radni, którzy nie boją się powiedzieć głośno “nie” nawet swoim politycznym liderom w imię obiektywnie słusznych pomysłów? Można ich policzyć na palcach jednej ręki, a przecież nie o to chodzi w demokracji samorządowej.

Zaginęły praktycznie rady osiedli, które nie mogą się doprosić magistratu o podstawowe rzeczy, a odpowiedzią wielu radnych są pomysły reform, które rady zaduszą na amen. A miejskie spółki często albo improwizują w stanie permanentnego braku pieniędzy, albo zmieniają prezesów, albo zajmują się działalnością daleką od statutowej.

Gdzieś w tym zaduchu próbują się przebić nowe partie. Ale efekty są takie, że albo dołączają do układu rządzącego i odcinają się od swoich niedawnych postulatów (vide: Nowoczesna), albo po wygranych wyborach zaczynają głosić populistyczne, szkodliwe dla miasta postulaty (vide: posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka z PiS). Dobrze za to wychodzą im przepychanki np. na Facebooku lub Twitterze – bo przecież dziś rzekomo politykę robi się właśnie w tzw. internetach.

Gdzieś we Wrocławiu tlą się sensowne procesy, którym sprzyjają władze. To np. dyskusje foresightowe nad zagadnieniami przyszłości rozwoju miasta, dobrą robotę robi od lat Fundacja Dom Pokoju, która potrafi przekonać urzędników do swoich pomysłów. W tych działaniach czuć ducha starego, dobrego Wrocławia, którzy przyszłości patrzy w oczy z odwagą, bez strachu. Aktywnie działa TUMW, Akcja Miasta i mnóstwo ludzi z sektora kultury, z NGO’sów, którym po prostu chce się działać oddolnie. Ale to wszystko za mało, to wszystko ma ciągle zbyt ograniczony wpływ na to, jak rozwija się Wrocław. Bo decydenci ciągle mają w głowach pomysły i schematy, których miejsce od dawna jest w muzeum.

Niedawni silni polityczni liderzy Wrocławia, ludzie z wizją i pasją do miasta, powoli zamieniają się w swoje karykatury.

Czas na nowe otwarcie!

Największe wyzwanie, które stoi przed każdym starym mistrzem to wyłapanie momentu, kiedy należy powiedzieć “dość”. Zabrać wspomnienia, zabrać ordery, przyjąć podziękowania i oddać władzę następcom.

We Wrocławiu młodzi, kompetentni i mający energię dobijają się do władz miasta od dawna. I mają pomysły na to, jak budować jego przyszłość. Kontrast między pomysłami urzędników i polityków na stanowiskach, a tymi, które zgłasza np. TUMW, jest wręcz rażący. Aby to dostrzec, wystarczy przeczytać np. postulaty zawarte w książeczce “Ruchów miejskich pomysły na Wrocław”, opracowanej właśnie przez TUMW i Towarzystwo Benderowskie.

Można też zerknąć na jakość postulatów do koszmarnej pierwszej wersji miejskiego Planu Transportowego, przez aktywistów rozszarpanej na strzępy za zerową wartość merytoryczną. Na tym tle, miejskie pomysły wyglądają jak bardzo ubogi krewny, który zatrzymał się w odległej rzeczywistości.

Widać więc, że nowy lider Wrocławia będzie miał z kim współpracować, wdrażając pomysły na budowę nowoczesnego miasta przyszłości.

Zasadnicze jest jednak pytanie: kto będzie wrocławskim Jackiem Jaśkowiakiem, od 2014 r. prezydentem Poznania, który przewietrzył miasto i otworzył urzędników na nowe idee?

Tego lidera dziś na horyzoncie nie widać. Gdzieś w tle przebijają się pogłoski. A to apetyt na prezydenturę ma jeden z dzisiejszych posłów na Sejm, we Wrocławiu dobrze znany i ustosunkowany. A to przebijają się plotki o innych chętnych z jego nowej partii, którzy do polityki weszli na serio ledwie przed rokiem. Po twardej walce o prezydenturę w 2014 r., dzisiejsza posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka też na pewno nie powiedziała we Wrocławiu ostatniego słowa.

Ale morał ciągle jest ten sam: nowych, świeżych, otwartych, chcących budować miasto na nowo liderów nie widać. I aktualnie to jest największy dramat politycznego Wrocławia. Wiemy, że potrzeba nowego sternika i wiemy, że przyda się wymiana załogi. Ale nie widać najlepszego kandydata, a o miejsce przy sterze dobijają się ci, którzy nie gwarantują, że zmiana we Wrocławiu nie będzie tylko pozorna.

fot. jar.ciurus, Wikipedia/ CC BY-SA 3.0.

2 komentarze do “Wrocław czeka na swojego Jacka Jaśkowiaka

  • Cieszy mnie konsekwentne pomijanie Wrocławskiego Ruchu Obywatelskiego :) Dzie-ku-je-my :)

Możliwość komentowania została wyłączona.