FelietonyGorący tematŚrodowisko

O wyższości falujących traw, czyli alternatywy dla trawnika

Trawniki – nieodłączna część miejskiego krajobrazu. By przypominały zielone dywany, wymagają jednak dużych nakładów, w tym na nawadnianie. Dlatego trudno we Wrocławiu takie spotkać. Często zaś latem przypominają suche ścierniska. Czy może być inaczej? O alternatywach dla trawników pisze dla nas Małgorzata Piszczek, botaniczka.

Każdej wiosny czekam na moment, w którym trawy urosną i nauczą się falować – i co roku trwa on za krótko, bo na miejskie murawy wkraczają kosiarze. Przez cały sezon koszą regularnie ledwo co odrosłe od powierzchni ziemi rośliny. O wyższości koszenia prawidłowego (z odpowiednią częstotliwością i we właściwych terminach) nad koszeniem kompulsywnym napisano wiele. Zwolennicy utrzymywania muraw w tzw. „porządku” przedstawiają argumenty, które dotyczą głównie estetyki, wygody i domniemanego bezpieczeństwa. Bagatelizują dobro przyrody, przesłanki ekonomiczne i fakt, że bujna roślinność pomaga w walce ze smogiem i zmniejsza negatywne skutki globalnego ocieplenia.

W idealnym świecie ludzie zagrożeni konsekwencjami własnych działań zmieniliby punkt widzenia, uznali, że estetyka ma mniejsze znaczenie niż korzyści oferowane przez rzadko koszone łąki i zaczęli je doceniać. Wystarczy wyjść poza schemat myślenia, w którym człowiek rządzi przyrodą i ją kontroluje, żeby dostrzec piękno i wartość spontaniczności przyrody.
Nie żyjemy w takim świecie, zanim więc przekonamy nieprzekonanych, że naturalna roślinność w każdej fazie swojego życia jest piękniejsza od suchego rżyska, możemy użyć innych argumentów.

Możemy zastąpić część miejskich „trawników” innymi zbiorowiskami roślinnymi.

Moim ulubionym jest zaniechany trawnik – słowo zaniechany nie ma tak negatywnego zabarwienia jak zaniedbany czy zachwaszczony, a oddaje istotę rzeczy. Taki trawnik jest w istocie uproszczoną trwałą łąką kwietną, a jego założenie polega na… zaniechaniu nadmiernej pielęgnacji.

Zaniechany trawnik z koniczyną białą. Fot. Małgorzata Piszczek
Zaniechany trawnik z koniczyną białą. Fot. Małgorzata Piszczek

Trawnik złożony z samych traw to stan obcy przyrodzie, stan nierównowagi biologicznej. Jeżeli zaniechamy częstego koszenia, odchwaszczania i innych zabiegów agrotechnicznych, w trawniku pojawią się rośliny inne niż trawy. Na początku będą to przedstawiciele rodziny bobowatych (koniczyny, lucerny, wyki, nostrzyki, komonice) i astrowatych (stokrotki, brodawniki, cykorie, wrotycze), później dołączą ślazowate (ślaz zaniedbany, ślaz zygmarek) i selerowate (marchew dzika). Im dłużej będziemy zaniechiwać, tym więcej bylin (niezdrewniałych roślin wieloletnich) się pojawi. W murawę można dosadzać odporne rośliny (np. rudbekie lśniące, dzwonki pokrzywolistne, rozchodniki okazałe, goździki brodate), które będą się rozsiewać.

Zaniechany trawnik we Wrocławiu, ul. Wyszyńskiego, sierpień. Rosną na nim inne rośliny niż trawy, choć koszony bywa dość często. Fot. Aleksandra Zienkiewicz
Zaniechany trawnik we Wrocławiu, ul. Wyszyńskiego, sierpień. Rosną na nim inne rośliny niż trawy, choć koszony bywa dość często. Fot. Aleksandra Zienkiewicz

Zalety takiego sposobu zagospodarowania to zerowe nakłady na wykonanie, ograniczenie nakładów na pielęgnację (koszenie raz lub dwa razy w sezonie), radość z murawy zielonej i kwitnącej mimo suszy oraz pożytek dla owadów i ptaków.
Zaniechany trawnik możemy mieć wszędzie tam, gdzie pojawia się on spontanicznie – w pasach dróg, wzdłuż dróg rowerowych, na wałach nadrzecznych, na osiedlach mieszkaniowych, w parkach poza miejscami intensywnej rekreacji. Każdy miejski „trawnik” może stać się piękniejszy dzięki zaniechaniu. Niestety, obecnie w ślad za zaniechanym trawnikiem pojawiają się ekipy kosiarzy…

Inne sposoby zamiany miejskich „trawników” na inne zbiorowiska roślinne wymagają nakładów pracy i materiałów.

Należy zdjąć darń lub posprzątać teren, uprawić i wyrównać glebę, w zależności od warunków poprawiając jej strukturę przez rozluźnianie piaskiem rzecznym lub wzbogacanie w materię organiczną (kompost). Trzeba też przewidzieć środki na późniejszą pielęgnację – podlewanie po założeniu i w okresach suszy, okresowe odchwaszczanie lub zakładanie muraw co roku na nowo.
W ten sposób możemy w zależności od warunków i potrzeb uzyskać zielone posadzki, murawy kserotermiczne, jednoroczne łączki kwietne złożone z gatunków rodzimych lub obcych, trwałe łąki złożone z traw, trwałe łąki kwietne oraz rabaty bylinowe.

Zielone posadzki są stosunkowo trudne do uzyskania, ponieważ warunkiem powodzenia takiej uprawy jest wykonanie skutecznego drenażu (nie zawsze są do tego odpowiednie warunki) i wymiana podłoża na szkieletowe (np. rozdrobniona skała wapienna, dobrze chłonąca wodę). Następnym krokiem jest położenie maty rozchodnikowej lub posadzenie w kieszonkach wypełnionych przepuszczalną glebą urodzajną sadzonek bylin (najlepsze to: rozchodnik biały i ostry, macierzanka piaskowa, goździk kropkowany, jastrzębiec kosmaczek). Wszystkie wymagają słonecznego stanowiska.
Dobrze zrobiona zielona posadzka nie potrzebuje koszenia ani odchwaszczania, bo dla większości tzw. chwastów to zbyt ubogie siedlisko. Jest odporna na suszę, ma oryginalny wygląd i duże znaczenie biocenotyczne (miododajne kwiaty, rośliny żywicielskie dla larw owadów). Można ją stosować w trudnych miejscach (skarpy, torowiska, wąskie pasy wzdłuż dróg).

Zielona posadzka z macierzanką i rozchodnikiem. Fot. Małgorzata Piszczek
Zielona posadzka z macierzanką i rozchodnikiem. Fot. Małgorzata Piszczek

Murawę kserotermiczną możemy określić w skrócie jako zaniechany trawnik na piaszczystej, przepuszczalnej glebie, na stanowisku słonecznym. Ponieważ jest zjawiskowo piękna, uroczo zmienna w ciągu sezonu i koszona raz do roku nie urośnie za wysoka ani nie wygląda jak chaszcze, warto się pokusić o tworzenie jej odpowiednich siedlisk. Tym bardziej że ma dużą wartość dla przyrody (rośliny karmowe, siedlisko wielu gatunków roślin i zwierząt).

Przykład murawy kserotermicznej. Fot. Małgorzata Piszczek
Przykład murawy kserotermicznej. Fot. Małgorzata Piszczek

Łączki kwietne złożone z roślin gatunków rodzimych lub obcych są jednoroczne. Każdej wiosny lub jesieni wysiewamy mieszankę nasion na uprawioną glebę, a powodzenie uprawy zależy w dużej mierze od podaży wody. Rośliny zapraszane na takie łączki to chwasty segetalne, czyli związane z polami (np. mak polny, chaber bławatek, maruna bezwonna, rumianek pospolity, wyka ptasia, kąkol polny, ostróżeczka polna, rumian żółty) i inne rośliny, które się nam podobają i są dopasowane do rodzaju gleby.
Po wysiewie łączkę należy podlać, a później podlewać regularnie – spęczniałe nasiona nie mogą wyschnąć, a gleba powinna pozostawać lekko wilgotna do czasu ukorzenienia się siewek. Jeżeli wiemy, że nie będziemy w stanie podlewać skutecznie – lepiej nie zaczynać podlewania, nasiona zaczekają w glebie do nastania „pory deszczowej” (wtedy jednak prawdopodobieństwo, że rośliny spontaniczne z glebowego banku nasion wyprzedzą je we wzroście, jest duże).

Po zamarciu roślin należy je usunąć (wyrwać i wytrzepać resztki nasion), glebę wzruszyć lub zaorać, zagrabić i ponownie wysiać w odpowiednim terminie mieszankę nasion lub pozostawić pole działania procesom przyrodniczym. Część nasion, które wydały wysiane rośliny, wykiełkuje.

Przykład łączki kwietnej. Fot. Małgorzata Piszczek
Przykład łączki kwietnej. Fot. Małgorzata Piszczek

Zalety takich łączek to efemeryczność i zmienność w czasie odpowiedzialna za uwodzicielski wygląd, brak konieczności koszenia i ograniczona konieczność innej pielęgnacji, duża wartość biocenotyczna (przy czym rośliny rodzime są bardziej wartościowe dla zwierząt rodzimych gatunków niż rośliny obcego pochodzenia) i kulturowa (na tradycyjnych siedliskach, czyli polach i miedzach, zbiorowiska chwastów segetalnych giną, w mieście mamy szansę je zachować).
Paradoksalnie efemeryczność i zmienność w czasie można też uznać za wadę – łączkę trzeba zakładać co roku od nowa, a naturalne procesy starzenia się roślin mogą być trudne do zaakceptowania dla odbiorców przyzwyczajonych do tradycyjnej estetyki zieleni miejskiej.
Łączki możemy zakładać wszędzie, ale najładniej wyglądają na dużej powierzchni, oglądane z pewnej odległości. Dlatego odpowiednim miejscem wydają się być ronda, szerokie pasy zieleni wzdłuż dróg, fragmenty miejskich skwerów. Łączki nie nadają się do wykorzystania rekreacyjnego.

Trwałe łąki złożone z traw różnych gatunków to pewne i oszczędne rozwiązanie. Od drugiego roku po założeniu kosi się je raz lub dwa razy w sezonie (czerwiec-lipiec, wrzesień-październik, marzec-kwiecień) w zależności od żyzności siedliska i sumy opadów. Jeżeli nie zbieramy pokosu, tylko go mulczujemy – łąka nie wymaga nawożenia. W przeciwnym razie dobrze jest nawozić ją kompostem. Klucz do urody łąki tkwi w odpowiedniej mieszance traw – jej skład należy dostosować do rodzaju gleby, unikać traw gatunków pastewnych (na pastwiska), ekspansywnych i kępowych (np. kostrzewa trzcinowata, życica trwała, kupkówka pospolita) i w miarę możliwości siedliskowych dobierać bardziej ozdobne i zadarniające (np. kostrzewa czerwona i owcza, stokłosa, drżączka średnia, tymotka łąkowa, konietlica łąkowa, mietlica pospolita, wiechlina łąkowa).

Takie łąki dają malowniczy wizualny efekt falujących łanów traw, który szczególnie ładnie wygląda w zestawieniu z koszonym trawnikiem. Nakłady na pielęgnację są niskie, darń chroni glebę przed wysychaniem i erozją (wywiewaniem i wymywaniem), zatrzymuje wodę opadową i pyły, nie rozrastają się w niej rośliny inwazyjne (np. nawłoć). Przy odpowiednim doborze gatunkowym łąkę można założyć w półcieniu, np. na parkowej polanie.

Niekoszona łąka z traw zestawiona z koszonym trawnikiem. Fot. Małgorzata Piszczek
Niekoszona łąka z traw zestawiona z koszonym trawnikiem. Fot. Małgorzata Piszczek

Trwała łąka kwietna to nazwa umowna, oznaczająca łąkę złożoną z traw i roślin dwuliściennych. Są to zróżnicowane zbiorowiska roślinne, przywiązane do konkretnych siedlisk i rozmaicie klasyfikowane.
Łąki kwietne są mityczne. Często wydaje się nam, że są niezmienne na przestrzeni lat i wiecznie kwitnące. Dlatego wielu uważa je za idealną alternatywę dla trawnika. Tymczasem zbiorowiska złożone z traw i kwitnących bylin są dość zmienne, a ich zmienność w ciągu roku zależna od warunków klimatycznych jest mało przewidywalna. Największym problemem przy zakładaniu i utrzymaniu takiej łąki jest ustalenie równowagi między roślinami dwuliściennymi a trawami, które mają tendencję do dominacji.

Sposobem na to może być:

  • przygotowanie podłoża optymalnego dla pożądanych roślin,
  • zakładanie murawy z siewu przy użyciu minimalnej ilości nasion traw (5- 10%) mało ekspansywnych gatunków lub wysiewanie tylko mieszanki nasion roślin dwuliściennych (trawy „same przyjdą”),
  • zakładanie łąki metodą dosadzania bylin gniazdowo w wyciętej darni,
  • osłabianie traw – np. przez zaniechanie nawożenia, wertykulację (cięcie pionowo darni) bez dosiewania nowych nasion,
  • wprowadzenie szelężnika, który jest półpasożytem korzeniowym traw,
  • koszenie w odpowiednich terminach – koszenie osłabia lub niszczy rośliny dwuliścienne, a nie szkodzi trawom. Należy więc kosić możliwie rzadko (nawet raz na dwa lata), zwracając uwagę na to, by rośliny gatunków, które chcemy promować, zdążyły wydać nasiona i się rozsiać,
  • pokrywanie gleby pokosem (mulczowanie pokosu) jest zabiegiem sprzyjającym rozsiewaniu się dwuliściennych; jednocześnie ten sposób nawożenia sprzyja utrzymaniu równowagi ekosystemu,
  • wykorzystanie walorów klimatu – przeważnie nie mamy na to wpływu, ale warto zauważyć, że kwitnące łąki występują tam, gdzie mroźne i śnieżne zimy. Mróz i pokrywa śnieżna hamuje wzrost traw – w cieplejszym klimacie rosną one przez cały sezon i wygrywają w konkurencji z roślinami dwuliściennymi.

Z estetycznego, przyrodniczego i ekonomicznego punktu widzenia łąki kwietne posiadają same zalety. Wspaniale byłoby zadbać o ich szerokie rozpowszechnienie w miastach.

Przykład łąki kwietnej. Fot. Małgorzata Piszczek
Przykład łąki kwietnej. Fot. Małgorzata Piszczek

Rabaty bylinowe, między innymi tzw. preriowe, można zakładać metodą sadzenia sadzonek na przygotowanej glebie lub dosadzać grupy odpornych bylin w istniejące murawy. Pielęgnacja takiej rabaty polega na ścinaniu lub koszeniu nadziemnych części bylin wiosną z pozostawieniem mulczu lub pokosu na miejscu oraz okresowym plewieniu i podlewaniu w okresach suszy. Można to pominąć, zdając się na sukcesję roślinności, ale bezwzględnie należy usuwać siewki drzew i krzewów.

Rabata bylinowa na osiedlu w Szwecji. Fot. Małgorzata Piszczek
Rabata bylinowa na osiedlu w Szwecji. Fot. Małgorzata Piszczek

Rabatę bylinową można założyć w każdym siedlisku, odpowiednio dobierając rośliny. Ponieważ już w pierwszym sezonie po posadzeniu efekt jest spektakularny, utrzymuje się przez cały sezon i przez lata, warto takie rabaty zakładać nawet w reprezentacyjnych punktach miasta. Wspierają one bioróżnorodność, są tańsze w utrzymaniu od trawnika, ciekawsze od niego wizualnie i mają większą zdolność do samoregulacji. Jako element natury w mieście mają wartość edukacyjną.

Tyle możliwości do wykorzystania…

i tylko od nas samych zależy, czy staniemy się dumni z obecności przyrody w mieście, podobnie jak dumni są mieszkańcy europejskich miast, którzy przez całe lata skutecznie walczyli z naturą i docenili jej niezłomność w ostatnim momencie. Potrzebujemy w mieście alternatyw dla smutnych, suchych ściernisk zwanych trawnikami. Rozwiązań, które tworzą różnorodność biologiczną, dają schronienie i pokarm dla zwierząt i pozwalają zbliżyć się do przyrody. Kwestie estetyki są drugorzędne przy tych argumentach, przy panującej suszy i zanieczyszczeniu powietrza.


Więcej informacji o alternatywach dla trawnika oraz zdjęć można znaleźć na Facebooku pod hashtagiem #murawamiejskasprawa.

Małgorzata Piszczek – botaniczka, architektka krajobrazu, członkini Społecznej Rady Parku Grabiszyńskiego.

Zdjęcie wyróżniające: łąka kwietna w Czerńczycach, fot. Małgorzata Piszczek

Hipermiasto

Towarzystwo Benderowskie